czwartek, 30 kwietnia 2015

W rytmie charlestona



Zatańczyć charlestona? Przejechać się oldsmobilem z „zawrotną” prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę? Zjeść kolację w stylowej restauracji z kelnerami w liberiach? Wniknąć w środowisko Flapper Girls?
Która z nas choć raz nie chciała przenieść się w lata 20/30 by chociaż na chwilkę poczuć ten klimat? Mnie co jakiś czas nachodzi myśl by poszukać imprezy w takim stylu i przez jeden wieczór upodobnić się do flapper girl.
O taką tematyczną imprezę w miejscu, które przywołuje klimat lat 20 czy 30 wcale nie łatwo. Jestem wybredna i marzę o imprezie, która wolna jest choć by od jednego zgrzytu. Może nim być nietrafione miejsce i klimat pryska..  Brak tematycznej imprezki w rytmie charlestona nie jest przeszkodą w poszukiwaniu ubrań i dodatków z tych czasów. I choć nie mam charakterystycznej sukienki z obniżoną talią to w mojej szafie można znaleźć inne rzeczy jakie wtedy noszono.

Wisienką na torcie dzisiejszego postu jest niewątpliwie piękne kimono z lat 30 – prawdziwy unikat dzisiaj trudno dostępny zwłaszcza w naszych polskich sklepach. To jakie dzisiaj pokazuję pochodzi z butiku Retro Club
Moja wisienka - piękne kimono ręcznie szyte
Kimono jest z malowanego dwustronnie jedwabiu. Ciekawostką jest ręczne szycie (nie wiem czy zdjęcia oddają detale samego zszywania poszczególnych części materiału?). 

Próba pokazania ręcznego szycia - nie do końca udana :-)

































Roślinny motyw plus kawałek wewnętrznej strony, która jest kolorze pudrowego różu a nie pomarańczy co sugeruje zdjęcie
Piękna rzecz, która idealnie oddaje klimat buduaru lat 30 – gdybym miała toaletkę z lustrem z odpowiednio ułożonymi włosami mogłabym na chwilę upodobnić się do kobiet z tych czasów. Ba! Do wielkich gwiazd, które często oglądam właśnie w takiej scenerii. Wszystko przede mną i skoro mam kimono to i taką scenkę zaaranżuję .

Drugą rzeczą wartą pokazania jest czarny żakiet także z lat 30.  Uszyty ręcznie z wełny o splocie lnianego włókna ma podszewkę w jedwabiu bądź rayonu. Uwagę zwracają masywne, fasetowane szklane guziki oraz finezyjnie wycięte klapy i patki kieszeni. W ramionach są poduszki a talia mocno wcięta – świetnie wygląda zestawiony z szerokimi wełnianymi spodniami.  To zestawienie przypomina bardziej lata 40 i dlatego zaprezentuje je w osobnym poście.
Na koniec małe drobiazgi, które co jakiś czas udaje mi się znaleźć:
Chusta z lat 20 co sugeruje deseń jaki widuję na wielu ubraniach z tej epoki jakie znajduję na zagranicznych portalach typu Etsy. Chusta nosi widoczne ślady czasu i z tego powodu obawiam się ją nosić. Piękna prawda?






Szklana klamra i broszka z czerwonego szkła to kolejne dodatki z lat 20 upolowane w butiku Retro Club. Broszka mimo upływu lat świetnie komponuje się z wieloma ubraniami dużo od niej „młodszymi”  głównie żakietami i bluzkami.  Pokazuje to, że zakup takich staroci to  fajna inwestycja a na dodatek duża satysfakcja kiedy te rzeczy dostają drugie życie i znów radują oko moje i Wasze



Na koniec dodaję krótki filmik z charlestonem by umilić Wam lekturę 



środa, 15 kwietnia 2015

Wiosna, bistro, wernisaż i spojrzenia


30 milionów jako wygrana w lotto? W sumie nie mam nic przeciw temu, pytanie tylko co zrobić z tak astronomiczną kwotą by za szybko nie zwariować?
Voucher do restauracji za ciekawą odpowiedź? To nagroda realna i mimo iż kwota  nieporównanie mniejsza to radość i satysfakcja bardzo duża.  Miło tak zupełnie znienacka wyjść pewnego wiosennego dnia do restauracji na warszawskim Powiślu i poczuć jak wszystko budzi się do życia. Piękna pogoda i prawdziwie kwietniowa  aura zachęciła mnie do założenia sukienki bo co jak co, ale wolny dzień i randka z mężem nie pasują do spodni ni w ząb. Postanowiłam założyć sukienkę z lat 70 z butiku Retro Club w bliżej nieokreślonym kolorze (może ona też wzbudzi zainteresowanie typu jaki  to kolor: szary, fioletowy a może zielony?) za to ciekawie prezentująca się z mokasynami. Fioletowa torebka i szal dopełniają całości i ciekawie łączą beż płaszcza z pozostałymi dodatkami.
Sukienka i mokasyny - butik Retro Club

Poczyniłam przy okazji wiele spostrzeżeń socjologicznych, które mocno mnie zdziwiły. Otóż kiedy ubieram się vintage (ubrania bardzo vintage z lat 30 czy 50 jeszcze czekają na swój dzień) zwracam uwagę panów. Nie wiem co bardziej wtedy budzi ich zainteresowanie ja jako ja czy to co mam na sobie i co mocno odbiega od ubrań dzisiaj dostępnych w sklepach? To wyjście nie było jakieś super hiper kobiece bo z racji spaceru i dość dużej odległości restauracji od najbliższej stacji metra założyłam do sukienki wygodne mokasyny. Z płaszczem wyglądałam jak pensjonarka z małej francuskiej wsi jak to określił mój dowcipny mąż a mnie samej przypomniały się filmy z lat 70 i aktorki ubrane bardzo podobnie.

Nieco wcześniej byliśmy na wystawie szkła użytkowego w Instytucie Słowacji na Starym Mieście i obserwacje z metra były niemal identyczne. Tu miałam ciekawe spodnie i buty na wysokim obcasie a mimo to bardziej zainteresowałam Panów niż Panie… Ponieważ polubiłam fiolet owe spodnie zestawiłam ze współczesną koszulą i czarnym swetrem dodając do tego fioletową torebkę i wyżej wspomniane buty w podobnym odcieniu tego koloru.
Na wystawie szkła w Instytucie Słowacji                     

Tak wyglądałam w metrze jadąc na Stare Miasto 
Nie wiem teraz czy styl vintage choć moim zdaniem bardzo kobiecy i wdzięczny oddziałuje na Panów mocniej bo dzisiaj kobiety są mało kobiece pod kątem ubrań i dodatków? Czy właśnie same Panie uważają ten styl za przebrzmiały i nie pasujący do dzisiejszych czasów?
Wiem jedno: zarówno teraz jak i poprzednio wyraźnie się wyróżniałam  co mnie samej kiedyś bardzo nieśmiałej teraz przypadło do gustu. Na tyle, by przy następnej okazji założyć coś mocno vintage – nie tyle dla siebie co dla obserwacji otoczenia J Swoją trasą nie sądziłam, że taki ze mnie socjolog, ale może pewne rzeczy dopiero teraz po 30 zaczynają się ujawniać hahhaha

Poniżej zdjęcia z restauracji Le Bistro

Le Bistro - świetna nagroda i okazja do dłuższego spaceru
Le Bistro - winny regał                 

 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Prima Aprillis to nie żarty!



Piranie w Wiśle,  Elvis widziany na dworcu w Koluszkach, Polska  mistrzem świata w piłce nożnej -  takie newsy są tylko raz w roku – zgadnijcie pod jaką datą ?
Dniem żartów jest oczywiście 1 kwietnia, a dla mnie osobiście to dzień, który brutalnie uświadamia mi, ze właśnie stuknęła mi kolejna wiosenka. Wciąż młoda a jednak starsza… Nie będę się chwalić który rok życia mi wczoraj przybył, choć niewątpliwie jest to już „poważny” wiek

Urodziny spędzone we dwoje przy nastrojowym świetle egerskiej lampy z Wilhelmem spoglądającym na mnie ze ściany i muzyką z lat 50-60 płynącą w tle.. Ponieważ tak właśnie obchodzimy wiele ważnych dla nas okazji śmiem zakrzyknąć: domówki górą!

Kilka dni wcześniej mąż zaczął dopytywać się co bym w tym wyjątkowym dla siebie dniu zjadła. Pytanie jest jak najbardziej na miejscu bo choć bardzo lubię vintage to niewątpliwie dobra kuchnia plasuje się zaraz po nim. Dania jakie tego wieczoru jedliśmy już pokazałam na blogu, ale to świadczy o tym, ze za pewne rzeczy dałabym się dosłownie  pokroić bo tak bardzo je lubię.

Na przystawkę było foie gras z sorbetem z kiwi – delikatny smak gęsich wątróbek to coś za czym od dawna tęskniłam. Do tego węgierskie białe wino, gdzie z etykiety spogląda na mnie ulubiona aktorka ery złotego Hollywood to pełnia szczęcia i rozkosz dla podniebienia.  
Foie gras z sorbetem, wino i Marylin Monroe spoglądająca z etykiety białego wina

Potem pojawił się półmisek z krewetkami za jakie mogłabym dać się pokroić. Polane sosem słodko pikantnym były mocnym punktem programu.

Moje ulubione robaczki - pyszności
A na koniec coś co obydwoje bardzo lubimy: steki z cebulą szalotką przyrządzaną wg. przepisu Julii Child o jakiej był osobny post w towarzystwie Cabernet Franc z Egeru.

Niebo w gębie i mam tu na myśli każde z tych dań

Ponieważ to urodziny postanowiłam tego wieczoru założyć sukienkę w stylu boho prawdopodobnie z lat 70. Deseń kwiatów to tęsknota za wiosną i ferią żywych kolorów jakie ta pora roku ze sobą niesie. Na szyi mam korale jakie kiedyś lubiła nosić moja Mama do czasu kiedy korale porzuciła dla innych kamieni i biżuterii w zupełnie innym stylu. Szczęśliwie dla mnie  bo teraz to ja mogę cieszyć się niewątpliwą urodą czerwonego koralowca.

Korale od Mamy

Do sukienki pasuje bransoletka cloisonne w kolorach naszyjnika zakupiona w butiku Retro Club. 
branoletka wykonana techniką cloisonne

Chusta to jeszcze jeden dodatek z szafy Mamy, która stylem pasuje  tak do sukienki jak i MM z etykiety wina
Sukienka - Galeria Estilo, bransoletka - Retro Club, chusta i korale - szafa mojej Mamy
To były wspaniałe urodziny - kolacja z sercem przygotowana przez męża plus ulubione przeboje z lat 50 -60
Niech ten rok minie tak miło jak wczorajszy wieczór czego sobie  i Wam życzę

<a href="http://www.bloglovin.com/blog/13918531/?claim=b2wvqascq2c">Follow my blog with Bloglovin</a>