Na blogu jest już
pierwsza część relacji z podróży
do Salzburga opisująca moje wrażenia z tego niezwykłego miasta. Jednak nie jest
to relacja pełna i czas na część drugą, która uzupełnia całość wrażeń.
W drodze do i z Austrii zatrzymaliśmy się w dwóch czeskich
miasteczkach. Jedno pełne turystów chodzących po krętych uliczkach malowniczej
Starówki położonej nad brzegiem Wełtawy.
Drugie dla odmiany mniejsze, choć
równie malownicze a poprzez małą ilość turystów bardziej ciekawe bo swojskie.
Pierwszym miastem był Mikulov z racji trasy jaką obraliśmy
do Salzburga. Położony na Morawach wśród winnic, z małą Starówką i potężnym zamkiem, który nad nią króluje . Do
tego przy samej granicy z Austrią - miasteczko
kusi, aby wybrać się tam na dłużej. Tutaj w Warszawie jestem bardzo stacjonarna
i czasem trudno mi opuścić dom. Kiedy jednak jestem poza nim im dalej tym
bardziej zaczyna mnie nosić, ale w
pozytywny sposób. Zaczynam zwiedzać i dosłownie zaglądać w każdy napotkany kąt.
W taki sposób włócząc się po Starym Mieście Mikulova odkryłam z mężem przytulny
pub w domu w którym przez kilka lat
mieszkał Alfons Mucha. Nie znajdziecie tam jego obrazów, ale chyba nie w tym
rzecz? W pubie stoi wielka postać Golema (postać stworzona przez pewnego rabina
z Mikulova), który – takie odnosi się wrażenie- czuwa nad dobrą pozytywną
atmosferą tego miejsca. W środku poznaliśmy przyjaznego barmana, który w
niecodziennej dla nas atmosferze obsługiwał gości sam niemalże relaksując się
podobnie do nich . Przyznacie sami, ze widok barmana z kuflem piwa przy stole
klientów to jednak widok u nas
nieczęsty?
Golem |
Pod Muchą |
Mikulov zrobił na mnie pozytywne wrażenie tym, że nie jest
tak rozreklamowany i po jego uliczkach nie chodzi olbrzymi tłum wielonarodowych
turystów. Jest to małe i ciche miasteczko idealnie pasujące do otaczającej go
krainy winorośli rosnących na wzgórzach okalających wielki zalew.
Czeski Krumlov to dokładnie przeciwieństwo Mikulova. Wpisane
na listę UNESCO – i bardzo słusznie bo robi wielkie wrażenie – jest celem wielu
osób nawet z tak odległych krajów jak Chiny Indie czy Japonia. Tu także nad
Starówką króluje wielki zamek – nie udało nam się go zwiedzić tylko z braku
czasu i wizji długiej drogi do domu. Stare Miasto to labirynt wąskich uliczek
często zbiegających się przy kilku mostach przerzuconych nad Wełtawą. Wrażenie robi szczególnie nocą kiedy zapalają
się latarnie a okna pubów i restauracji
rozświetlają lampy.
Krumlov nocą |
Czyż nie jest pomysłowy szyld kafeterii w postaci dwóch pań w
czerni pomiędzy którymi biega kot wprawiany w ruch za pomocą korby? Fantastyczna
zabawa nie tylko dla dzieci bo i obserwowani dorośli w tym wasza autorka mieli
z tego niemały ubaw.
Kafeteria Dwie Wdowy (i kot) |
Stylowe reklamy i lśniące kasy sprzed stu lat stanowią ekspozycję jedynego w swoim rodzaju muzeum sklepu.
|
Na koniec napiszę o małej niespodziance od mego kochanego
męża, który doskonale wie co lubię najbardziej. Otóż uwielbiam pewien film ze
wspaniałą Audrey Hepburn w roli głównej a mowa tu o „Śniadaniu u Tiffaniego”.
Niespodzianka męża to nocleg w przytulnym pensjonacie o
takiej właśnie nazwie gdzie miałam swoje własne śniadanie u Tiffaniego. Lepszej niespodzianki być nie mogło i
choć nie dostałam od niego przyrządu do wybierania numerów to wciąż jestem pod
wrażeniem pomysłowości mej nieco brzydszej połówki.
Pensjonat Tiffany |
Pisać mogłabym jeszcze i jeszcze, ale nie o to tu chodzi.
Polecam każdemu kto lubi nietuzinkowe kierunki turystyczne Morawy Czeskie –
nudzić się nie sposób a wrażeń po wycieczce zostaje potem mnóstwo. Wpadło mi w
oko jeszcze jedno nowe miejsce gdzieś w Czechach, które
jako miłośnik retro i vintage koniecznie muszę zobaczyć. Nic o tym nie piszę bo
to będzie niespodzianka jeśli ów plan się powiedzie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz