Pokazywanie postów oznaczonych etykietą escada. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą escada. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Christmas z metką

Święta Święta i po Świętach J  W tym roku wyjątkowe bo nie dość, że ciepłe to na dodatek bez grama śniegu. Właśnie ta pogoda sprawiła, że kiedy tylko usłyszałam w radiu pewną piosenkę o spadającym śniegu który nas zasypie prawie przewróciłam się ze śmiechu J Mnie nie zasypało nic z wyjątkiem świątecznej gorączki i mnóstwa weny jeśli chodzi o pomysły na świąteczną oprawę wigilijnej kolacji.
Dzisiaj właśnie chcę pokazać kilka pomysłów jak ubrać się na kolację do eleganckiej restauracji jak i na świąteczny wieczór spędzany we własnym domu. Ponieważ blog powstał z pasji do vintage udowodnię niedowiarkom, że sklepy z taką odzieżą to prawdziwa kopalnia ciekawych ubrań za małe pieniądze. Miłośnicy tego stylu wiedzą, ze nie jest trudno w naszych sklepach o ubranie z tzw. metką – już wcześniej przez kogoś wyszukane i to na ogół w świetnym stanie. Moje zestawy to takie połączenie starego z nowym, markowego z rzeczami no name i wielka radość z dodawania rzeczy bardzo vintage do współczesnych ubrań.
Na pierwszy ogień wstawiam zdjęcia zestawu jaki wybrałam na zaproszenie szefa męża do eleganckiej restauracji. Nie znając współbiesiadników postawiłam na klasykę, która jak stara prawda głosi sama się obroni.  Na dobrą sprawę ów wieczór to była prawdziwa reklama domu mody Escada – szkoda, ze ów dom nic o niej nie wiedział :D
Ponieważ zima póki co łaskawie nas traktuje mogłam założyć piękny beżowy płaszcz od mojej Mamy. Idąc w nim czułam na sobie spojrzenia i co mi się nie często zdarza przyznałam rację wszelkim redaktorkom mody i „znawczyniom” tego tematu, że taki płaszcz każda z nas powinna mieć w szafie. Redaktorki rozpisują się nad rzeczami nowymi w zawrotnych cenach (znaleźć tani ładny płaszcz na lata dziś nie jest tak łatwo). A ja powiem, że warto obejrzeć szafę własnej rodzicielki, teściowej czy ciotki – założę się, że w szafie nie jednej z nich można znaleźć podobne cuda.

Aby nie było zbyt nudno i jednostajnie szyję okręciłam jedwabnym szalem w kolorową kratę wyszukanym w sklepie Retro Club.
Po zdjęciu owego płaszcza ukazał się zestaw prosty acz jak myślę elegancki. 

Do czarnych wełnianych spodni wspomnianej już Escady dobrałam czerwoną bluzkę no name. Na wierzch założyłam piękny kaszmirowy żakiet marki Escada-Ermenegildo Zegna.  Prawdziwa perełka: logowana podszewka i guziki oraz cudowna miękkość kaszmiru. Zarówno bluzka jak i wspomniany żakiet zakupiłam na stronie decobazaar – w dziale vintage można czasem wyłowić ciekawe ubrania i dodatki. Z racji tego, że na co dzień wybieram buty na płaskim obcasie z wielką przyjemnością na ten wieczór założyłam kolejną rzecz firmowaną wielkim nazwiskiem ze świata mody. Czarne lakierowane pantofle na wysokim obcasie, które wyszły spod ręki Giafranco Ferre także znalazłam w niezawodnym Retro Clubie. Choć cena wyjściowa była spora warto było poczekać na przecenę – buty zwróciły uwagę swoim nietypowym wyglądem J
Kocham modę, ale jeszcze bardziej podoba mi się dobieranie detali do konkretnego zestawu.
Jest taka jedna rzecz bez której nie wychodzę z domu - puderniczka vintage. Tu na zdjęciu piękny Stratton z lat 60

Do czarnych lakierowanych butów dobrałam mały lakierowany kuferek z lat 40. Ta piękna torebka to jak większość rzeczy w mojej szafie zakup ze wspomnianego już Retro Clubu.  W klapę marynarkę postanowiłam wpiąć broszkę w kształcie świątecznych dzwonków marki Ciro. Poza dwoma pierścionkami stanowiła całość biżuterii.

Drugi zestaw stworzyłam na potrzeby Wigilii spędzonej we własnym domu w towarzystwie męża i gadającego kota.  Jako żywo to pierwsza Wigilia spędzona na miejscu dlatego postanowiłam spędzić ją elegancko i inaczej niż zwykle.
Wybór padł na znane już czarne wełniane spodnie Escada i granatową bluzkę wyszywaną metalizowaną nicią w egzotycznym stylu. Całość pochodzi z Retro Clubu a wieńczy ją bransoleta cloisonne w kolorach zbliżonych do tych na bluzce.


Dzisiejszy wpis chcę zakończyć stwierdzeniem, że warto czasem przełamać się i pogmerać w sklepach z odzieżą vintage. Większość z nich zawiera rzeczy unikalne, które chętnie widziałoby się we własnej szafie J  Kosztują mniej niż dzisiejsze ubrania a jakość i styl jest nie do przecenienia. Jeszcze nie jeden raz udowodnię, że jesteśmy tego warte J

środa, 7 października 2015

O wakacjach wspomnień czar

Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że znacznie łatwiej jest wyjechać na urlop niż potem wrócić z niego do rzeczywistości. Nieważne na jak długo wyjeżdżamy: tydzień czy dwa? Wrażenie, że na wakacjach czas mija podejrzanie szybko znane jest chyba każdemu z nas J
Dzisiaj za oknem obserwuję piękną pogodę. Jest słonecznie, niebo błękitne bez cienia chmurki i nawet dość ciepło jak na tę porę roku. Mimo to serce wyrywa się do kraju, który bezgranicznie uwielbiam i z którego całkiem niedawno wróciłam (bo urlop nie może przecież wiecznie trwać :D)
Tym krajem są znane Wam czytelnikom Węgry. Czasem śmiejemy się z mężem, że powinniśmy dostać honorowe obywatelstwo tego kraju. Staramy się je promować i zachęcać wszystkich do odkrywania ciekawych miejsc, których tu nie brak. Nas nieodmiennie cieszy pyszną kuchnia, wspaniałe wina i najważniejsze: serdeczni przyjacielscy mieszkańcy chętni do pomocy.
O samych Węgrzech nie będę się rozpisywać bo na blogu są wpisy z wcześniejszej ( jakże by inaczej J) wyprawy niemal w te same miejsca. Ponieważ blog zrodził się z pasji i zamiłowania do stylu vintage to właśnie moda będzie tematem przewodnim dzisiejszego wpisu.
Bardzo lubię etap przygotowań do wyjazdu czyli w moim przypadku chwilę kiedy wieczorową porą zasiadamy z mężem w kuchni i wspólnie zastanawiamy się co powinno znaleźć się w bagażu. W ruch idzie kartka i długopis, choć bywa i tak, ze jakaś siła nieczysta zachachmęci ją tak głęboko, ze pakowanie robimy z pamięci (ma to czasem negatywne skutki jak wszystko co robi się w wielkim pośpiechu). Ponieważ oboje lubimy dobrą kuchnię i celebrację wspólnych powolnych wieczorów jest to dla mnie świetna okazja by na ten czas zmienić swój image J Oznacza to tyle, że nawet kiedy wyjeżdżam lubię wyglądać jak kobieta zwłaszcza wieczorami podczas kolacji. Nie muszę mieć sukienki w walizce- wystarczą proste ubrania, które podkreślą płeć. Ponieważ cenię sobie oryginalność staram się takie rzeczy zabierać – kiedy oglądam później zdjęcia radość jest podwójna.
Pierwsze 3 dni urlopu spędziliśmy w pięknej dolinie Szilvasvarad w miejscowości o tej samej nazwie. Jest to mała miejscowość z kilkoma pensjonatami i hotelami o wysokim standardzie, której sercem jest owa dolina a ciekawostką hodowla koni rasy lipicańskiej. Lipicany to piękne konie o siwym umaszczeniu.
Lipicany na wybiegu 

Koń by się uśmiał :-)
Ponieważ hodowlę znamy postanowiliśmy wybrać się do doliny. Nie opuszczało nas wrażenie, że znajdujemy się w tajemniczym lesie pełnym dziwnych tworów. Zresztą popatrzcie sami - dla mnie to magiczne miejsce gwarantujące odprężenie i relaks.
Jeden z licznych wodospadów w dolinie Szilvasvarad

Gdzieś w dolinie na rozstaju.. Torów :-)
Ależ mnie kusiło, aby zejść ze szlaku w głąb widocznego na zdjęciu lasu..

Wieczorami był punkt kulminacyjny każdego dnia czyli kolacja. Hotel o standardzie 4* stanął na wysokości zadania i okazało się, ze nie było łatwo zdecydować się na jedno danie. Węgrzy robią świetne dania główne i obłędne desery. Ponieważ jako żywo nie widziałam do tej pory kalorii z przyjemnością zjadłam coś co mnie przypomina wygraną szóstkę w lotka. Niby kilka razy ktoś ją trafił i niektórzy stali się posiadaczami pięknej i niewyobrażalnej sumy pieniędzy. Sedno tkwi w słowie NIEKTÓRZY jednoznacznie wskazujące, ze wśród nich nie było NAS J Nie trafiłam szóstki w lotka za to miałam wreszcie okazję przekonać się jak smakują jadalne kasztany. Tutaj były zmiksowane i polane malagą z dodatkiem bitej śmietany. Niebo w gębie i to absolutnie J Bez bicia przyznaję się do wielkiego obżarstwa i cieszę się, że obiekt był na wzniesieniu z piękną panoramą okolicy. 

Mały spacer wieczorową porą dobrze robił a przy okazji mogliśmy podpatrywać życie nocne mniejszych mieszkańców.  Wstawiam tu zdjęcie ropuchy, która ewidentnie była na łowach, ale najwyraźniej najlepiej poluje się bez naocznych świadków J Trafił się jakiś żuczek sprinter, ale był tak szybki, ze mimo szybkiego wyrzutu języka ropucha została z niczym a żuczek nieświadomie uniknął pożarcia. Czyż nie jest urocza? 
Tajemnicza modelka na łowach
Małżonek śmieje się, ze była z niej super modelka – cierpliwie pozowała i nie zmieniała pozycji przez kilka minut pstrykania aparatem J
Drugi był konik polny, który tak jak ja chyba się objadł bo zamiast skakać chodził po asfalcie leniwym krokiem. Kiedy mąż poddał w wątpliwość, że jest konikiem polnym podskoczył i odszedł ciemność nocy swym leniwym – a może dostojnym?- krokiem. Zdjęcia brak model nie przejawiał zainteresowania zdjęciami i fotografem.
Zainteresowanie przejawiałam za to ja bo odnoszę wrażenie, że powiódł się mój plan idealnie spakowanej walizki. Wieczory spędzane w hotelowej restauracji opierały się na dwóch wspólnych elementach garderoby: beżowych prostych spodniach oraz szpilkach na niskim obcasie z beżowego zamszu. Zmieniały się tylko bluzki i dodatki a wszystko to obrazują zdjęcia.
Bluzkę w kolorowe ludowe hafty mam w szafie jakieś 8 lat, ale dopiero teraz miała ona swoją "premierę". Buty marki Dune pochodzą z butiku Retro Club, spodnie zakupione na stronie Decobazaar, bluzka pochodzi ze sklepu Vintageshop.pl
Dwie broszki z tworzywa w formie ptaków to projekt duńskiej firmy Buch Deichmann - takie rzeczy tylko w butiku Retro Club.

Piękny sweterek o "szkockim rodowodzie" w kolorze arbuza kupiłam w butiku Retro Club
Węgierki nie podchodzą w taki sam sposób do tematu jak ja – kilka pań wybrało na tę porę dnia dres w krzykliwym kolorze wściekłego różu (ten kolor jest bardzo lubiany na Węgrzech tak przez dzieci jak i całkiem dorosłe już kobiety po starsze panie) plus gumowe japonki. Rzecz gustu o jakim się nie dyskutuje bo mnie zdziwił ogromnie fakt, że nawet kolacja z mężem czy narzeczonym nie zachęciła ich do ciekawszego stroju. Zestawy są trzy opierające się wymienionych wyżej elementach przez co walizka objętościowo nie była wielka.
Aby nikogo nie zniechęcić długością wpisu druga część będzie opisem krótkiego bo jednodniowego pobytu w Egerze bez którego nie wyobrażam sobie wyjazdu na Węgry J


czwartek, 2 lipca 2015

Spacerem po Egerze

Jakie to uczucie, kiedy oddaje się do recenzji dzieło własnych rąk szanownemu małżonkowi a ten brutalnie i bez cienia litości je pacyfikuje? Tak potworne, że brak mi słów by je dobrze opisać. W ramach wielkiego wzburzenia postanowiłam „zniknąć” na pewien czas z tego świata i przenieść się do krainy, którą odkrywała Alicja. Jaka Alicja? No wiecie – ta z krainy czarów J
Kiedyś napiszę o tym filmie post bo dla mnie to nie tylko bajka. Nie widziałam innego tak fajnie zrobionego filmu, który wciągnąłby dorosłych kochających na co dzień sensacje i filmy ery złotego kina Hollywood. Postać Absolema z sishą jest według mnie wprost genialna i jedną z najbardziej ulubionych ( to on podziałał na mnie relaksująco i odprężająco)
Kiedy oglądam film Tima Burtona - a konkretnie tę postać- mimowolnie mam chęć zapalić fajkę wodną :-)
No, ale do rzeczy: oglądając ów film doszłam do wniosku jak wiele łączy mnie z tytułową Alicją. Ona dręczona przez dziwny sen postanawia w końcu sprawdzić o co w nim chodzi. To jest ten moment w którym znika w czarnej dziurze i ląduje w pomieszczeniu z malutkimi drzwiami i stolikiem – od tego momentu nic już nie będzie takie samo.  Jej ojciec powtarzał niczym mantrę, ze tylko wariaci są coś warci na tym świecie. Powiem Wam jedno: ja jestem taką wariatką J Mam wielkiego hopla na punkcie Węgier szczególnie zaś na punkcie miasta Eger. Być na Węgrzech i choćby na jeden dzień nie zatrzymać się tutaj to dla mnie tak samo jakby w ogóle nie być w tym kraju.
Dlatego teraz chcę poprzez mój wpis zachęcić Was do podróży do tego fantastycznego miasta i do Węgier jako kraju. Nie wyjedziecie zawiedzeni bo tu dla każdego znajdzie się coś miłego.

Zacznę od małej reklamy pewnego miejsca w którym postanowiliśmy coś zjeść w drodze z Tokaju do Egeru. Nie lubię kiedy głód ma nade mną przewagę a brak kawy powoduje uczucie znużenia i senności. Zachęcona przez męża, który znał to miejsce postanowiłam zjeść w małym barze tuż przy stacji paliw w miejscowości Bukkabrany. Nie jest to wysokiej klasy restauracja – to przyczepa kempingowa zamieniona na bar obudowana z zewnątrz płytami, które nie dość, ze chronią jedzących przed wszechobecnym kurzem (blisko od niej znajduje się droga szybkiego ruchu) to jednocześnie wydzielają strefę niejakiego relaksu. Na zdjęciu widać menu – bardzo rozbudowane jak na lokal klasy IV – oraz moje danie którym była wielka kanapka na ciepło z serem i dużą ilością salami.

Mówię Wam: niebo w gębie, choć to przecież nic skomplikowanego. To co uderza w tym lokalu to wielka czystość i dbałość o otoczenie. Zanim podeszliśmy bliżej Pani, która sprzedawała posiłki najpierw zamiatała dokładnie przed samym lokalem kurz. Przy wejściu jest mnóstwo kwiatów a każdy stół nakryty jest czystą ceratą. Miejsce bardzo schludne i czyste w dodatku z tanim i dobrym jedzeniem. I choć w Polsce nie zjadłabym w takim przybytku nic to tu będę wracać na 100% :-)
O ciekawostkach Egeru nie będę się rozpisywać. Zrobiłam to w poprzednim wpisie – tak, tym spacyfikowanym – dlatego teraz wymienię je w punktach a zdjęcia niech oddają to co niewypowiedziane.
 Ruiny starych łaźni tureckich – znajdują się przy tej samej uliczce jaka pnie się do góry od rynku. Niedawno otwarte dla zwiedzających ukazują pozostałości łaźni z XVII wieku
Pod kolor - żółte spodnie Escada ze sklepu Retro Club
                                    rozpinany sweter z nie istniejącego już sklepu Estilo
                            granatowa torebka marki Bally z vintagesklep.pl



















Zabytkowa apteka – tuż przy głównym placu Dobo Ter obok kościoła Minorytów. W oknach widać użytkowe szkło i ceramikę a także kilka urządzeń aptecznych. Natomiast ja polecam wejść do środka, gdzie Waszym oczom ukaże się zabytkowa kasa. Mówię Wam - coś pięknego i zachwycającego. Bez problemu można zrobić jej zdjęcie, Panie są bardzo wyrozumiałe w tym zakresie.
Kasa - miałam wielką ochotę zakręcić korbką, ale nie chciałam nadużywać cierpliwości farmaceutek :-)
Muzeum zespołu The Beatles- jest w Egerze od niedawna a my odkryliśmy je na sam koniec naszej wyprawy i dlatego nie wiem jak dokładnie wygląda w środku. Wiem natomiast, że na pewno zajrzę tam następnym razem bo bardzo lubię takie oryginalne muzea

Dolina Pięknej Pani – punkt obowiązkowy dla każdego miłośnika win. Piwnice winne otaczają ją z każdej strony a sympatyczni właściciele i pracownicy zachęcają do próbowania ich wyrobów. Trzeba uważać by próbowanie nie przeciągnęło się do samego rana :D

Ponad 700 letnia piwnica winna (prywatna w wprawdzie, ale warta wspomnienia) – to własność zaprzyjaźnionego z nami menagera ds. sprzedaży zagranicznej u jednego z czołowych producentów wina w Egerze. Ciekawy człowiek dla którego wino to nie tylko praca, ale i wielka pasja bez której zdaje się nie potrafi już żyć 


Coś dla pasjonatów staroci czyli antykwariaty: na zdjęciu poniżej mój łup znaleziony w morzu szkła i porcelany. Flakonik kompletny ze sprawną pompką – pełnia szczęścia dla takiej wariatki jak ja. Mało tego właściciel to kolejny znajomy, który następnego dnia kłaniał się na rynku i serdecznie nas pozdrowił

Stare kute bramy – znajdują na ulicy Kossuth pod numerem 9. Są to dwie kute ręcznie bramy autorstwa Henrika Fazola i powstały w latach 1759 – 1761. W bramie znajduje się budka ochroniarza, ale nie bójcie się. Na widok turysty sam wskazuje drogę do pięknych bram.
Żółte spodnie oraz moherowy sweter marki Escada

 Kawiarnia, gdzie można się napić kawy po turecku siedząc na najprawdziwszym dywanie


 Winiarnie i restauracje – nie wymienię każdej z osobna bo za długo by to trwało. Napisze tylko tak warto wszędzie zaglądać i rozmawiać. Jest dużo nowych miejsc wartych uwagi np. winiarnia widoczna na zdjęciu i tych które już na stałe zapisały się na mapie Egeru np. restauracja Senator (moja ulubiona gdzie chyba ani razu nie przejechałam się na zamawianym daniu)

A będąc w tym wspaniałym mieście warto skorzystać z noclegów w małych pensjonatach usytuowanych na ogół w dogodnych dla turystów miejscach. Moim ulubionym od lat jest pensjonat St Kristof ze względu na lokalizację – blisko na rynek i do Doliny Pięknej Pani– oraz na niezwykle istotny fakt, ze właścicielka świetnie mówi po angielsku i jest bardzo sympatyczna. Nigdy nie odmawia pomocy i chętnie udziela wszelkich informacji.

Na koniec zdjęcia maków i żurawi które zobaczyliśmy gdzieś za Tokajem. Niebywale płochliwe nie dały się sfotografować, ale ich widok zostanie mi w pamięci na zawsze. Byle do winobrania – czyli do września, bo dłużej bez wizyty w Egerze i okolicach nie wytrzymam