Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wild forest. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wild forest. Pokaż wszystkie posty

środa, 4 października 2017

Przystanek weekend

Pożegnanie lata? A może już powitanie jesieni? Miniony weekend połączył zgrabnie jedno i drugie J
Ostatnie dni września wieńczące urlop postanowiliśmy z mężem spędzić leniwie, w czym bardzo pomogła piękna i słoneczna pogoda.
Właśnie dlatego dziś będzie  mieszanka wszystkiego: trochę vintage, trochę ciekawych miejsc pt „odkrywając Warszawę”, trochę kuchni i trochę mojego kota bo wyjątkowo fajnie zapozował do zdjęcia J Zapraszam serdecznie śladami My Vintage Fascination …


Weekend rozpoczął się od spaceru na warszawską Starówkę. Niech Was to jednak nie zmyli..Wcale tam nie dotarliśmy :) Kiedy naszym oczom ukazał się wielki tłum turystów - którzy w tym miejscu nie byli jakąś wielką niespodzianką- czym prędzej udaliśmy się stronę ruchomych schodów (tutaj dopadły nas wspomnienia z minionych lat, kiedy każde z nas kursowało nimi w swoich własnych sprawach :D) i udaliśmy się na Mariensztat. Tu przeżyliśmy mały szok - na Starówce ludzi pełno a tzw. "piętro niżej" pustawo.. Zdziwienie przeszło w fazę zachwytu, kiedy odrywaliśmy małe zaułki i przejścia w kamienicach :)

Mariensztat - nieco vintage, nieco współcześnie :) 
Bardzo wygodna mieszanka stylów: torebka Waldybag- lata 60, mokasyny Miu Miu - nie wiem co zrobię jak przyjdzie mi się z nimi rozstać bo tak wygodnych butów nie miałam, lekka wiatrówka w kolorze wrzosów, spódnica z dzinsu w kolorze ... Dokładnie takim, jaki widać tu na zdjęciu :)

Kuferek Waldybag lata 60 - kupiony jakiś czas temu w RetroClubie
W kwestii spacerku po Mariensztacie to tyle. Potem udaliśmy się na Ochotę w okolicę Filtrów, ale tego konkretnego dnia dzielnica wywarła na nas smutne wrażenie. Do tego stopnia, że szybko wróciliśmy do domu. Tu mój mąż wpadł na genialny pomysł, aby posiedzieć na balkonie i właśnie na nim zjeść obiad - być może był to ostatni "balkoning"w tym roku :-)

Przekąski zakąski - tęsknię za Węgrami, których w tym roku nie odwiedziłam (to wyjątkowy rok pod tym kątem i inny od poprzednich bo zdarzało mi się tam jechać dwukrotnie w ciągu roku)
Fryzurę mam do niczego, ale za to mój kot Futro broni się znakomicie nieprawdaż? :-)

Na sam koniec drugi dzień weekendu, spędzony w jednym z podwarszawskich parków leśnych. Nasze ulubione miejsce - niby blisko Warszawy a na ścieżkach pustawo, do tego słychać jak las żyje własnym życiem (świergot ptaków jest miejscami niesamowity) :)

"Morza szum, ptaków śpiew, dzika plaża pośród drzew" :)
A to bardzo dzika ważka mrrr ;-)
Właśnie takich niespiesznych i relaksujących dni Wam i sobie życzę :)


czwartek, 4 sierpnia 2016

Sielsko anielsko

Co pewien czas budzi się we mnie dusza globtrotera. No dobra! Może to jest zbyt duże słowo, więc niech będzie coś mniejszego kalibru? Dusza podróżnika? Nie! Dusza odkrywcy – to jest zdecydowanie to J
Ponieważ mieszkam w południowej części Warszawy zaciekawiło mnie czy jedyne miejsce na spacery, które odpowiada mi ze względu na zagęszczenie ludzkie to tylko rzeka Zielona? To okolice Zalesia, w ładne dni panuje tam spory ruch: i ten dwukołowy i dwunożny J
Nad brzegami Zielonej ciężko znaleźć wolne miejsce na relaks bo niemal każdy rozkłada się tam z grillem, kocem a nierzadko także ze sprzętem grającym. Nie chcę by się okazało, że jakiś straszliwy tetryk ze mnie, ale co tu kryć- wokół mego bloku od dobrych trzech miesięcy same remonty i wieczny hałas. Marzę o tym by znaleźć się gdzieś zupełnie sama, bez muzyki i w zupełnej ciszy… Wyobraźcie sobie, że prawie mi się udało J Znalazłam fajny park w Piasecznie i jestem przekonana, ze zrobiłam to zbyt późno. Duże jeziorko nad brzegami którego jest mnóstwo ławek, plaża, dla dzieci plac zabaw. Na tym ostatnim niemal każdego dorosłego kusi huśtawka, ale nie jakaś tam zwykła tylko taka dwuosobowa. Rzecz to przeznaczona tylko dla dzieci, ale nie raz czy dwa widziałam zadowolone dorosłe kobiety z radością się na niej bujające. Ostatnim razem postanowiłam, że i ja się pohuśtam i powiem Wam, że mimo moich 32 lat absolutnie nie chciało mi się jej opuszczać :D
Wielka radość z opanowania huśtawki :-) Wisienki w stylu pin up to drobiazg z Retro Clubu
Genialna rzecz: jak chcesz to siedzisz i się bujasz a jak chcesz poczuć jeszcze większy relaks (ale nie jesteś zbyt wysoka/i) to możesz się nawet położyć …
Nowe zastosowanie: niby huśtawka a leży się na niej jak na hamaku 

Na huśtawkę dybie dużo dzieci, wiec nie da się z niej korzystać jakoś mocno długo. I w sumie dobrze bo przeciwny brzeg też ma sporo ciekawych miejsc do zaoferowania. Na wysuniętym nieco cyplu też są miejsca siedzące i powiem Wam, że jak nigdy chodził za mną film „Rejs” i słowa pani Mamoniowej: „Cudownie! Tu jest naprawdę cudownie” 
W świetnym nastroju korciło mnie rzucać wszystkim na powitanie: "Mamoniowa" z lekkim zaśpiewem
Obok jeziora niespiesznym tempem płynie rzeka Jeziorka i to jest to co podoba mi się w tym miejscu najbardziej. Jest czysta, ma mnóstwo zakrętów i gdyby nie domy to można by się poczuć jak w dzikim buszu J
Jeden z kilku bocianów "dybiących" na darmową przekąskę. Odpłynął jak niepyszny kiedy się okazało, że nic dla niego nie mamy :-)


Co tu wiele mówić? Cudownie! Tu jest po prostu cudownie !!!

Stylowo podczas spaceru? Czemu nie :-)  - koszula St.Michael (Retro Club), wyszywane szorty Miss Sixty (www.decobazaar.com)

niedziela, 26 czerwca 2016

Wakacje z Kermitem


Z przerażeniem odkryłam, ze blog świeci pustką dobrych kilka miesięcy… Czas na „come back” w letnim stylu J  Dzisiaj piątek czyli weekendu początek – dobry dzień na post z opisem działkowego relaksu.
Kiedy nadchodzi lato i długie, ciepłe dni wtedy wsiadam w moje vintydżowe auto i oddalam się od Warszawy o jakieś 100km. Kierunek -> działka rodziców, idealne miejsce by móc się zrelaksować i odpocząć. Hamak pod czereśnią kusi by się na nim położyć i odpłynąć w cudowny niebyt, widok na oczko wodne pełne nenufarów koi zmęczony wzrok a 3 rechoczących lokatorów jest najlepszą rozrywką jaka tylko może być.

Dalszy opis jest zbędny – niech zdjęcia oddadzą klimat i atmosferę tego miejsca J





Kermit :-)


Kermit to ty? :-)  Pytanie nie jest bezsensowne ponieważ oczko ma trzech żabich lokatorów



Hamak - ulubione miejsce do spania i rozmyślań o niebieskich migdałach (czy ktoś się zastanawiał dlaczego niebieskich a nie np czerwonych czy fioletowych?)



środa, 7 października 2015

O wakacjach wspomnień czar

Chyba wszyscy się ze mną zgodzą, że znacznie łatwiej jest wyjechać na urlop niż potem wrócić z niego do rzeczywistości. Nieważne na jak długo wyjeżdżamy: tydzień czy dwa? Wrażenie, że na wakacjach czas mija podejrzanie szybko znane jest chyba każdemu z nas J
Dzisiaj za oknem obserwuję piękną pogodę. Jest słonecznie, niebo błękitne bez cienia chmurki i nawet dość ciepło jak na tę porę roku. Mimo to serce wyrywa się do kraju, który bezgranicznie uwielbiam i z którego całkiem niedawno wróciłam (bo urlop nie może przecież wiecznie trwać :D)
Tym krajem są znane Wam czytelnikom Węgry. Czasem śmiejemy się z mężem, że powinniśmy dostać honorowe obywatelstwo tego kraju. Staramy się je promować i zachęcać wszystkich do odkrywania ciekawych miejsc, których tu nie brak. Nas nieodmiennie cieszy pyszną kuchnia, wspaniałe wina i najważniejsze: serdeczni przyjacielscy mieszkańcy chętni do pomocy.
O samych Węgrzech nie będę się rozpisywać bo na blogu są wpisy z wcześniejszej ( jakże by inaczej J) wyprawy niemal w te same miejsca. Ponieważ blog zrodził się z pasji i zamiłowania do stylu vintage to właśnie moda będzie tematem przewodnim dzisiejszego wpisu.
Bardzo lubię etap przygotowań do wyjazdu czyli w moim przypadku chwilę kiedy wieczorową porą zasiadamy z mężem w kuchni i wspólnie zastanawiamy się co powinno znaleźć się w bagażu. W ruch idzie kartka i długopis, choć bywa i tak, ze jakaś siła nieczysta zachachmęci ją tak głęboko, ze pakowanie robimy z pamięci (ma to czasem negatywne skutki jak wszystko co robi się w wielkim pośpiechu). Ponieważ oboje lubimy dobrą kuchnię i celebrację wspólnych powolnych wieczorów jest to dla mnie świetna okazja by na ten czas zmienić swój image J Oznacza to tyle, że nawet kiedy wyjeżdżam lubię wyglądać jak kobieta zwłaszcza wieczorami podczas kolacji. Nie muszę mieć sukienki w walizce- wystarczą proste ubrania, które podkreślą płeć. Ponieważ cenię sobie oryginalność staram się takie rzeczy zabierać – kiedy oglądam później zdjęcia radość jest podwójna.
Pierwsze 3 dni urlopu spędziliśmy w pięknej dolinie Szilvasvarad w miejscowości o tej samej nazwie. Jest to mała miejscowość z kilkoma pensjonatami i hotelami o wysokim standardzie, której sercem jest owa dolina a ciekawostką hodowla koni rasy lipicańskiej. Lipicany to piękne konie o siwym umaszczeniu.
Lipicany na wybiegu 

Koń by się uśmiał :-)
Ponieważ hodowlę znamy postanowiliśmy wybrać się do doliny. Nie opuszczało nas wrażenie, że znajdujemy się w tajemniczym lesie pełnym dziwnych tworów. Zresztą popatrzcie sami - dla mnie to magiczne miejsce gwarantujące odprężenie i relaks.
Jeden z licznych wodospadów w dolinie Szilvasvarad

Gdzieś w dolinie na rozstaju.. Torów :-)
Ależ mnie kusiło, aby zejść ze szlaku w głąb widocznego na zdjęciu lasu..

Wieczorami był punkt kulminacyjny każdego dnia czyli kolacja. Hotel o standardzie 4* stanął na wysokości zadania i okazało się, ze nie było łatwo zdecydować się na jedno danie. Węgrzy robią świetne dania główne i obłędne desery. Ponieważ jako żywo nie widziałam do tej pory kalorii z przyjemnością zjadłam coś co mnie przypomina wygraną szóstkę w lotka. Niby kilka razy ktoś ją trafił i niektórzy stali się posiadaczami pięknej i niewyobrażalnej sumy pieniędzy. Sedno tkwi w słowie NIEKTÓRZY jednoznacznie wskazujące, ze wśród nich nie było NAS J Nie trafiłam szóstki w lotka za to miałam wreszcie okazję przekonać się jak smakują jadalne kasztany. Tutaj były zmiksowane i polane malagą z dodatkiem bitej śmietany. Niebo w gębie i to absolutnie J Bez bicia przyznaję się do wielkiego obżarstwa i cieszę się, że obiekt był na wzniesieniu z piękną panoramą okolicy. 

Mały spacer wieczorową porą dobrze robił a przy okazji mogliśmy podpatrywać życie nocne mniejszych mieszkańców.  Wstawiam tu zdjęcie ropuchy, która ewidentnie była na łowach, ale najwyraźniej najlepiej poluje się bez naocznych świadków J Trafił się jakiś żuczek sprinter, ale był tak szybki, ze mimo szybkiego wyrzutu języka ropucha została z niczym a żuczek nieświadomie uniknął pożarcia. Czyż nie jest urocza? 
Tajemnicza modelka na łowach
Małżonek śmieje się, ze była z niej super modelka – cierpliwie pozowała i nie zmieniała pozycji przez kilka minut pstrykania aparatem J
Drugi był konik polny, który tak jak ja chyba się objadł bo zamiast skakać chodził po asfalcie leniwym krokiem. Kiedy mąż poddał w wątpliwość, że jest konikiem polnym podskoczył i odszedł ciemność nocy swym leniwym – a może dostojnym?- krokiem. Zdjęcia brak model nie przejawiał zainteresowania zdjęciami i fotografem.
Zainteresowanie przejawiałam za to ja bo odnoszę wrażenie, że powiódł się mój plan idealnie spakowanej walizki. Wieczory spędzane w hotelowej restauracji opierały się na dwóch wspólnych elementach garderoby: beżowych prostych spodniach oraz szpilkach na niskim obcasie z beżowego zamszu. Zmieniały się tylko bluzki i dodatki a wszystko to obrazują zdjęcia.
Bluzkę w kolorowe ludowe hafty mam w szafie jakieś 8 lat, ale dopiero teraz miała ona swoją "premierę". Buty marki Dune pochodzą z butiku Retro Club, spodnie zakupione na stronie Decobazaar, bluzka pochodzi ze sklepu Vintageshop.pl
Dwie broszki z tworzywa w formie ptaków to projekt duńskiej firmy Buch Deichmann - takie rzeczy tylko w butiku Retro Club.

Piękny sweterek o "szkockim rodowodzie" w kolorze arbuza kupiłam w butiku Retro Club
Węgierki nie podchodzą w taki sam sposób do tematu jak ja – kilka pań wybrało na tę porę dnia dres w krzykliwym kolorze wściekłego różu (ten kolor jest bardzo lubiany na Węgrzech tak przez dzieci jak i całkiem dorosłe już kobiety po starsze panie) plus gumowe japonki. Rzecz gustu o jakim się nie dyskutuje bo mnie zdziwił ogromnie fakt, że nawet kolacja z mężem czy narzeczonym nie zachęciła ich do ciekawszego stroju. Zestawy są trzy opierające się wymienionych wyżej elementach przez co walizka objętościowo nie była wielka.
Aby nikogo nie zniechęcić długością wpisu druga część będzie opisem krótkiego bo jednodniowego pobytu w Egerze bez którego nie wyobrażam sobie wyjazdu na Węgry J