Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert de Niro. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Robert de Niro. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 15 marca 2016

Dziewczyna gangstera

Zawsze chciałam być dziewczyną gangstera – pomyślałam zgięta wpół nad wanną kończąc czynność wybitnie nudną i monotonną – pranie ręczne. Pytanie tylko czy naprawdę i 
czy ZAWSZE chciałam być dziewczyną gangstera? Nie, nie sądzę by taka rola kiedykolwiek mnie pociągała. Za to zawsze kiedy ciekawy film przenosi mnie w epokę sprzed lat lubię się zastanowić  jakby to było gdybym żyła w tym samym czasie i miejscu.
Kiedy wraz z mężem jakiś czas temu oglądaliśmy film „Chłopcy z ferajny” nagle w naszych głowach pojawiła się z głośnym brzdękiem złota myśl zupełnie jak w kreskówkach.  Oboje doszliśmy do wniosku, że chcemy przenieść klimat tych czasów w swoje 4 ściany.
Okazją, która pomogła wcielić pomysł w życie były urodziny mej brzydszej połówki. Żeby nie skończyło się  na tak zwanej lepszej kolacji zmieniliśmy  nasz salon w wielkiej płycie w ekskluzywny klub rodem z lat 70-tych, a okrągły stół po prababci w stolik, przy którym spędzali długie noce „Chłopcy z ferajny”  w towarzystwie efektownych dziewczyn,  w dymie cygar, oparach whisky oraz blasku przyćmionego światła odbijającego się w wiaderku z szampanem.  Klimatu dopełniła ścieżka dźwiękowa z filmów „Chłopcy z ferajny” oraz „Ojciec chrzestny”.

Mając na uwadze, że chcemy poczuć klimat gangsterski to dżinsy odpadły w przedbiegach. Mąż założył białą koszulę i spodnie w kant w prążki, a do tego czarne szelki i wzorzysty krawat. Prezentował się fantastycznie zwłaszcza kiedy zapalił cygaro J

Mnie przypadłą rola „dziewczyny gangstera”, choć teraz po fakcie doszłam do wniosku, że za mało zaszalałam z dodatkami. Odkryłam jednak wielki potencjał i urodę „małej czarnej” z lat 60 pokazującej, że kiedy nie ma dekoltu na wierzchu i odkrytych ramion też można wyglądać kobieco. 




Do sukienki postanowiłam założyć wielka złotą broszkę w kształcie kilku sznurów połączonych ze sobą, złotą bransoletę, wielkie spiralne kolczyki i okazały pierścionek z oczkiem „a la diament” J
Do tej roli najbardziej pasował pierścionek od Sarah Coventry.

Buty jakie widzicie to ciekawostka w moich obuwniczych zbiorach. To złote klapki marki Terry de Havilland kupione niegdyś w Retro Clubie.
























Dopełniały całości stroju na wieczór i idealnie wpasowały się styl „a la król Midas” czyli im więcej złota i połysku tym lepiej. Zabrakło wymyślnej fryzury a’la kapusta i mocnego makijażu, ale post piszę JA czyli ktoś kto sobie samej potrafi świetnie umalować jedynie usta i związać włosy w nieskomplikowany kucyk… Obiecuję sobie już od dłuższego czasu, ze wreszcie skrócę włosy i może ten radykalny krok ułatwi mi życie choćby w tym małym zakresie

Kiedy skończyliśmy jeść delikatne foiegras i wyborne steki, nadszedł czas na deser. Nie jestem osobą palącą, ale kolorowe papierosy Sobranie widoczne na zdjęciu skusiły mnie na tyle skutecznie by tego wieczoru dać się ponieść z prądem :D

Pokój w jakimś momencie wypełnił dym papierosów i cygara (o zapachu już nic nie mówię) i to był ten czas kiedy oboje doszliśmy do wniosku, że jeszcze za wcześnie na oddanie się w objęcia Morfeusza. 
Wieczór zakończył film i byli to oczywiście „Chłopcy z ferajny” J
Wszystkiego naj bohaterze tego wieczoru J


poniedziałek, 9 lutego 2015

Zrelaksujmy się na Bronxie


Jaki wieczór jest najprzyjemniejszy zwłaszcza po ciężkim dniu w pracy? Dla mnie to ten, który spędzam w towarzystwie mego kochanego męża szykującego wtedy coś ciekawego do jedzenia a na ekranie telewizora przewijają się sceny jakiegoś klasyka z wielkimi aktorami i świetną muzyką w tle. Wieczór bez filmu to wieczór stracony bo o ile dobrych filmów wiele to gorzej bywa jedynie z wolnymi wieczorami.
Wczorajszy wieczór był fantastyczny z dwóch powodów a jednym z nich było niewątpliwie jedzenie. Nie ma ono z tematem vintage nic wspólnego, ale blog z założenia ma być o różnych rzeczach i małych przyjemnościach także a do takich właśnie zaliczam dobrą kuchnię.
Rozpoczął go oryginalny włoski makaron barwiony atramentem z kałamarnicy polany sosem z oliwy, z ostrą papryczką, czosnkiem i cebulą szalotką. Szalotka duszona na maśle i tu zgadzam się w 100% z Julią Child – im więcej masła tym lepsze staje się KAŻDE danie choćby tak niepozorne jak szalotki.
Makaron dosłownie rozpływa się w ustach i jest to jeden z moich ulubionych, którym lubię celebrować wolne od pracy dni.

Makaron, atrament z kałamarnicy, oliwa, czosnek i szalotki - prawdziwa uczta dla podniebienia

Nieco później na stół wjechała surowa wołowina krojona w cieniusieńkie plastry  po włosku znacznie lepiej brzmiąca czyli carpaccio. Chyba podpadnę wegetarianom i weganom, ale cóż poradzę na to, że uwielbiam mięso i to w każdej jego postaci? Carpaccio jest fantastyczne bo tu czuć prawdziwy smak mięsa nieco tylko „podkręcony” oliwą i pieprzem. 

Carpaccio - nic dodać i ABSOLUTNIE nic ująć

Mąż doskonale wie, ze jest to coś za co dam się pokroić a wraz ze mną nasz kot, który na ogół śpi gdzieś w kącie a kiedy krojone jest mięso natychmiast materializuje się w kuchni. Głośne miauknięcia dochodzące już z przedpokoju świadczą o tym, ze do kuchni nadciąga ktoś kto z niej nie odejdzie dopóki nie dostanie swojej porcji surowego mięsa. Jako wielbicielka carpaccio powiem krótko: nie sądziłam, ze mój kot to taki koneser!

Jednak aby wieczór miał klimat potrzebna jest albo dobra muzyka, albo film. Wczoraj wybór był jednogłośny bo obydwoje lubimy Roberta de Niro. „Prawo Bronxu”  - kto zna ręka w górę? Mnie de Niro bardziej podoba się w roli twardego  gościa czyli gangstera. Do takiej postaci przyzwyczaił mnie w filmach „Chłopcy z ferajny” – KOCHAM KOCHAM KOCHAM czy tez w filmie „Kasyno” z niezapomnianą Sharon Stone .
Film „Prawo Bronxu” polecam każdemu kto lubi Nowy Jork z lat 60 , krążowniki szos i klimatyczną muzykę. W tym filmie zwraca uwagę wątek miłosny (cóż w końcu jestem kobietą) między głównym bohaterem –a jest nim młody chłopak wychowujący się  na Bronxie pod skrzydłami mafijnego bossa a piękną czarnoskórą młodą kobietą graną przez Taral Hicks.  Wygląda tu jak modelka i jest absolutnie piękna. Zresztą zobaczcie sami:

Kadr z filmu "Prawo Bronxu" i piękna Taral Hicks jako Jane Williams

Na koniec dodałam zdjęcie salonu ponieważ chcę pochwalić się moją zdobyczą z Węgier, która czekała na mnie jakieś 3 lata nim w końcu dotarło do mnie, że jesteśmy sobie pisane. Tą zdobyczą jest fantastyczna lampa wyszperana w jednym z egerskich antykwariatów. Szkoda mi, ze klosze są z karbowanej ceraty bo lampa nie może się zbyt długo świecić. Uwielbiam kiedy jest zapalona bo nadaje wnętrzu ciepłego klimatu, który jest dla mnie bardzo istotny jako, że jest to miejsce relaksu.

Oto i ona: lampa trójramienna niekwestionowana "królowa" salonu

Nad stołem wisi portret niejakiego Wilhelma – tak nam się przedstawił, kiedy znaleźliśmy go gdzieś wśród lasów i jezior w suwalskiem i w końcu zabraliśmy do domu.

Wilhelm "Rozświetlony" I


Przyjemnej lektury i błogiego relaksu kiedy tylko o nim zamarzycie życzy My Vintage Fascination

 <a href="http://www.bloglovin.com/blog/13918531/?claim=b2wvqascq2c">Follow my blog with Bloglovin</a>