poniedziałek, 9 lutego 2015

Zrelaksujmy się na Bronxie


Jaki wieczór jest najprzyjemniejszy zwłaszcza po ciężkim dniu w pracy? Dla mnie to ten, który spędzam w towarzystwie mego kochanego męża szykującego wtedy coś ciekawego do jedzenia a na ekranie telewizora przewijają się sceny jakiegoś klasyka z wielkimi aktorami i świetną muzyką w tle. Wieczór bez filmu to wieczór stracony bo o ile dobrych filmów wiele to gorzej bywa jedynie z wolnymi wieczorami.
Wczorajszy wieczór był fantastyczny z dwóch powodów a jednym z nich było niewątpliwie jedzenie. Nie ma ono z tematem vintage nic wspólnego, ale blog z założenia ma być o różnych rzeczach i małych przyjemnościach także a do takich właśnie zaliczam dobrą kuchnię.
Rozpoczął go oryginalny włoski makaron barwiony atramentem z kałamarnicy polany sosem z oliwy, z ostrą papryczką, czosnkiem i cebulą szalotką. Szalotka duszona na maśle i tu zgadzam się w 100% z Julią Child – im więcej masła tym lepsze staje się KAŻDE danie choćby tak niepozorne jak szalotki.
Makaron dosłownie rozpływa się w ustach i jest to jeden z moich ulubionych, którym lubię celebrować wolne od pracy dni.

Makaron, atrament z kałamarnicy, oliwa, czosnek i szalotki - prawdziwa uczta dla podniebienia

Nieco później na stół wjechała surowa wołowina krojona w cieniusieńkie plastry  po włosku znacznie lepiej brzmiąca czyli carpaccio. Chyba podpadnę wegetarianom i weganom, ale cóż poradzę na to, że uwielbiam mięso i to w każdej jego postaci? Carpaccio jest fantastyczne bo tu czuć prawdziwy smak mięsa nieco tylko „podkręcony” oliwą i pieprzem. 

Carpaccio - nic dodać i ABSOLUTNIE nic ująć

Mąż doskonale wie, ze jest to coś za co dam się pokroić a wraz ze mną nasz kot, który na ogół śpi gdzieś w kącie a kiedy krojone jest mięso natychmiast materializuje się w kuchni. Głośne miauknięcia dochodzące już z przedpokoju świadczą o tym, ze do kuchni nadciąga ktoś kto z niej nie odejdzie dopóki nie dostanie swojej porcji surowego mięsa. Jako wielbicielka carpaccio powiem krótko: nie sądziłam, ze mój kot to taki koneser!

Jednak aby wieczór miał klimat potrzebna jest albo dobra muzyka, albo film. Wczoraj wybór był jednogłośny bo obydwoje lubimy Roberta de Niro. „Prawo Bronxu”  - kto zna ręka w górę? Mnie de Niro bardziej podoba się w roli twardego  gościa czyli gangstera. Do takiej postaci przyzwyczaił mnie w filmach „Chłopcy z ferajny” – KOCHAM KOCHAM KOCHAM czy tez w filmie „Kasyno” z niezapomnianą Sharon Stone .
Film „Prawo Bronxu” polecam każdemu kto lubi Nowy Jork z lat 60 , krążowniki szos i klimatyczną muzykę. W tym filmie zwraca uwagę wątek miłosny (cóż w końcu jestem kobietą) między głównym bohaterem –a jest nim młody chłopak wychowujący się  na Bronxie pod skrzydłami mafijnego bossa a piękną czarnoskórą młodą kobietą graną przez Taral Hicks.  Wygląda tu jak modelka i jest absolutnie piękna. Zresztą zobaczcie sami:

Kadr z filmu "Prawo Bronxu" i piękna Taral Hicks jako Jane Williams

Na koniec dodałam zdjęcie salonu ponieważ chcę pochwalić się moją zdobyczą z Węgier, która czekała na mnie jakieś 3 lata nim w końcu dotarło do mnie, że jesteśmy sobie pisane. Tą zdobyczą jest fantastyczna lampa wyszperana w jednym z egerskich antykwariatów. Szkoda mi, ze klosze są z karbowanej ceraty bo lampa nie może się zbyt długo świecić. Uwielbiam kiedy jest zapalona bo nadaje wnętrzu ciepłego klimatu, który jest dla mnie bardzo istotny jako, że jest to miejsce relaksu.

Oto i ona: lampa trójramienna niekwestionowana "królowa" salonu

Nad stołem wisi portret niejakiego Wilhelma – tak nam się przedstawił, kiedy znaleźliśmy go gdzieś wśród lasów i jezior w suwalskiem i w końcu zabraliśmy do domu.

Wilhelm "Rozświetlony" I


Przyjemnej lektury i błogiego relaksu kiedy tylko o nim zamarzycie życzy My Vintage Fascination

 <a href="http://www.bloglovin.com/blog/13918531/?claim=b2wvqascq2c">Follow my blog with Bloglovin</a>



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz